Seria Battlefield przez ostatnie lata miała mocno pod górkę i to niemal na wyłączne życzenie jej twórców. Z ostatnich trzech odsłon marki tj. Battlefield V, Battlefield Hardline oraz Battlefield 1 jedynie tą ostatnią można uznać za umiarkowany sukces. Po katastrofalnej porażce Battlefield V i słynnych słowach jednego z szefów projektu, który wyzywał graczy narzekających na niehistoryczny, czynny udział kobiet w walkach, tytuł EA rozdawany był nawet za darmo, by jakoś utrzymać ilość graczy na serwerach. Ostatecznie właściciele marki porzucili wybrakowaną grę, by skupić się na będącym bohaterem niniejszego tekstu Battlefield 2042. Wielu graczy jeszcze przed premierą nie miało złudzeń – jeśli nowa gra sygnowana logiem Battlefield okaże się kolejną porażką, to możemy się spodziewać likwidacji marki. Czy dostarczony z poślizgiem produkt (miał zadebiutować w październiku) jest godnym przedstawicielem serii? Tego dowiecie się z poniższego tekstu.

Nowe to musi być lepsze!

Na początek kilka słów odnośnie do mojego doświadczenia z serią. Z Battlefield jestem związany od czasów pierwszej jej części pt. Battlefield 1942, kiedy to jeszcze bez internetu przez dziesiątki godzin prowadziłem rozgrywki wojenne z botami. Niemal każdą kolejną odsłonę kupowałem na premierę z wypiekami na twarzy, na stanowiącego bardziej arkadowy odłam shooterów CoD-a nawet nie spoglądając.

Seria od początków swojego istnienia przeszła prawdziwą rewolucję. Powoli wprowadzono składy, przy których członkach gracze mogli zrespić się od razu po śmierci, a wraz z tak znienawidzonym za wtrącanie polityki i niewielki kontent Battlefield V wprowadzono także bardzo ważne zmiany odnośnie do wskrzeszania poległych graczy (które teraz trwało kilka sekund) i wchodzenia/wychodzenia z pojazdów obarczonych dłuższą animacją. Finalnie dodano także znakomity ficzer w postaci budowania okopów, których konstrukcja nierzadko przesądzała o zwycięstwie bądź przegranej.

Okresowo pojawiające się tornada dodają rozgrywce nieco pikanterii

Z większości z tych elementów deweloperzy w BF 2042 zrezygnowali, z nowości pozostawiając jedynie animację wskrzeszania medykiem, a zdecydowali się na to by... no właśnie w zasadzie nie wiadomo dlaczego. W najnowszej odsłonie serii wsiadając do czołgu, znowu pojawiamy się magicznie w środku, co prowadzi do oczywistych nadużyć, bo zawsze pod ostrzałem możemy doń błyskawicznie wskoczyć, a konstrukcję okopów usunięto całkowicie, pozostawiając jedynie malutką osłonę jednemu specjaliście.

Spytacie kto to taki? Cóż, twórcy, zamiast postawić na sprawdzony przez dziesiątki produkcji online system klas postaci obecny w poprzednich odsłonach serii (szturmowiec, medyk, inżynier i snajper) woleli go zutylizować i wprowadzić specjalistów inspirowanych Rainbow Six Siege. Do wyboru otrzymujemy więc 10 specjalistów, z których każdy ma unikalny dla siebie gadżet. Są one dość zróżnicowane jak na przykład wspomniana już podręczna osłona, automatyczna wieżyczka atakująca wrogów, czy niesławna linka z hakiem. Spytacie zapewne o bronie — nie ma żadnych limitów, każdy specjalista może mieć każdą broń, a więc wojak z gadżetem medycznym (stary medyk) może mieć snajperkę, a ciężko opancerzony szturmowiec latać z karabinem maszynowym.

Filmiki przedstawiające unikalne gadżety specjalistów to jeden z niewielu świetnie zrealizowanych elementów gry

W tym momencie zapewne każdy fan serii popuka się w głowę, choć spieszę z wyjaśnieniem, że akurat ten element produkcji jeszcze jako tako się trzyma. Wprowadzeni specjaliści zapewniają bowiem całkiem inne doznania z rozgrywki, a ich unikalne gadżety na ogół przydatne nie tylko do walki, ale i rozpoznania czy leczenia. Niestety wraz z usunięciem podziału na klasy pojawiają się koszmarne problemy z balansem broni, których praktycznie nie da się naprawić, bo jak to zrobić skoro każdy "bohater" może korzystać z każdej broni, z wyrzutnią rakiet czy wyrzutnią PLOT włącznie?

Pancerny poduszkowiec zagłady

I tu do akcji wkraczają pojazdy występujące na sporych mapach w dużej ilości, które są wyjątkowo mocne. Wraz z usunięciem wspomnianych klas twórcy, zamiast zapewniać inżynierowi coraz to lepsze narzędzia destrukcji pojazdów i śmigłowców musieli dać do dyspozycji każdemu wojakowi jedną zwykłą wyrzutnię, która jest żałośnie słaba, wolna i oczywiście niekierowana, że graczom nawet nie chce się jej używać. Wielokrotnie byłem świadkiem jak poduszkowce i czołgi w masywnej liczbie po prostu rozjeżdżają piechotę, która w desperacji stara się je unieszkodliwić ładunkami wybuchowymi.

Spytacie dlaczego nie użyć wspomnianej wyrzutni? No głównie dlatego, że do zniszczenia poduszkowca potrzeba 2-3 strzałów i nie, nie robię sobie żartów. Pancerny poduszkowiec, który w przeciwieństwie do samochodu z działkiem ma do tego osłoniętą pokrywę kierowcy jest już przegięty, a gdy na deser dodamy do tego wszystkiego automatyczną naprawę pojazdów po chwili, to okaże się, że wystarczy ekipa dwóch poduszkowców, by przejąć większość punktów, bo przecież można rozjechać bądź poszatkować piechotę z karabinu na pojeździe, a te dwa strzały z wyrzutni rakiet? Nie ma strachu, Stachu za pół minuty to wyklepie i to z wnętrza pojazdu.

Masakrować przeciwników tym cudem techniki mogłem osobiście, gdy stojąc po prostu na środku na punkcie zabiłem około 15 osób, zanim zniszczył mnie helikopter. Sytuacja z czołgiem wygląda bardzo podobnie, choć przez koszmarne sterowanie gra się nim ciężej, ale do tego jeszcze dojdziemy. Czas teraz bowiem na helikoptery i o ile helikopter szturmowy jest już w miarę zbalansowany, to ten transportowy często może okazać się bardziej śmiercionośny od szturmowego? Dlaczego? Ano dlatego, że również jest niesamowicie wytrzymały i potrafi przyjąć 2-3 niekierowane rakiety z przeciwczołgowej wyrzutni rakiet(!), by w końcu się go pozbyć, podczas gdy zrzucił on już masywną ilość piechoty na broniony przez nas punkt. Na deser pozostawię informację, że helikopter transportowy dysponuje wieloma punktami uzbrojenia z granatnikami włącznie.

Gdyby się nie przyblokowała, to w realiach gry byłaby to prawdziwa machina zagłady

Sytuacji nie poprawia fakt, iż deweloperzy zdecydowali się wprowadzić do gry system wzywania pojazdów bezpośrednio na pole bitwy i choć jest to ewidentnie potrzebny ratunek przed przemierzaniem kilkuset metrów do celu na piechotę, to karygodne zbalansowanie wehikułów skutkuje spotykaniem tychże i bycia przezeń masakrowanym dosłownie wszędzie.

Niezniszczalne kopiuj/wklej

Pojazdy są również tak efektywne przez gigantyczne projekty map, które są nie tylko dość wtórne, ale i wypełnione pustymi przestrzeniami. Producent twierdzi, że map jest 7, ale w zasadzie odczuwa się jakby grało się na jedynie trzech odmiennych, a pozostałe są do siebie tak podobne, że wyglądają jakby załatwiono je metodą kopiuj/wklej. Deweloperzy konsekwentnie parli w stronę jednoczesnej rozgrywki aż 128 graczy na jednej mapie i choć liczba ta wydaje się imponująca, a w teorii tryb gry ciekawy, to w praktyce czar szybko pryska. Tak duże mapy są bowiem bardzo nudne do przemierzania, a także naszpikowane ogromną ilością pojazdów, które jak już wspominałem dosłownie wyrzynają piechotę, a tam, gdzie okazyjnie prowadzi się walkę w budynkach na krótki dystans, do głosu dochodzą nieprawidłowe projekty punktów spawnu oraz brak systemu zniszczeń z prawdziwego zdarzenia.

Tak oskryptowana destrukcja bardzo utrudnia wyjazd z budynku

Na niektórych mapach możemy spotkać się bowiem z punktami umieszczonymi na piętrach bądź dachach budynków. Szkoda tylko, że przy próbie się nań zrespienia zostajemy wyrzuceni poza budynek, a jeśli jest on atakowany i mamy zamiar go obronić to, próba ta z racji pozycji jest z góry skazana na niepowodzenie, bo jeśli i tak zdążymy do punktu dobiec, to zostaniemy przywitani przez kilka oddziałów przeciwnika mających ciągłe uzupełnienia z racji możliwości spawnu bezpośrednio przy członkach squadu.

Przy niemal całkowitym braku systemu zniszczeń obecnego w poprzednich odsłonach serii (!) nie mamy praktycznie żadnej możliwości przeciwdziałania fortecom wroga z zewnątrz. Możemy strzelać czołgiem czy wyrzutnią rakiet, ale często wybijemy jedynie małą dziurkę, bądź nie stanie się po prostu nic. Po raz kolejny do głosu dochodzą także problemy z projektem map, które wyglądają jakby zostały stworzone, by zmaksymalizować możliwość użycia przez jednego ze specjalistów linki z hakiem. Mamy więc zatrważającą ilość niezniszczalnych osłon w postaci ścianek, tytanowych kontenerów i dachów stanowiących idealny punkt kamperski do ciągłego nękania danego celu.

By wrogów stosujących taką taktykę zabić, należałoby wejść na dach przygotowaną w tym celu przez twórców drabiną, ale nad nią stoi już automatyczna wieżyczka specjalisty siekająca każdego, kto spróbuje wejść na górę. Strzelić czołgiem? Nie wybijesz nawet dziury. Ale zaraz, twórcy przygotowali przecież linkę z hakiem, prawda? Może i przygotowali, ale tak się jej przestraszyli, że jest dostępna dopiero od 15 poziomu gracza, toteż większość graczy nie ma możliwości z niej skorzystać przynajmniej na początku swojej przygody z Battlefield 2042. Na większości punktów znajdziemy więc wrogów na dachach, których nijak nie możemy zdjąć.

Dawno temu w odległej galaktyce BF 2042

A gdyby tak sięgnąć po broń z mocniej powiększającym celownikiem i zabić frustrujących nas wrogów na dachu z większej odległości? Szybko okaże się to bez sensu z dwóch powodów. Pierwszy to taki, że większość broni w BF 2042 jest wyjątkowo niecelna i ma gigantyczny rozrzut niczym karabinki szturmowców Imperium z Gwiezdnych Wojen. By dało się jako tako z nich korzystać, trzeba poświęcić całe godziny na odblokowanie doń dodatkowych modułów, które umożliwią nam skuteczny atak z więcej niż 50 metrów (!). Gdy już nam się to uda i trafiamy w całkiem spory cel bez gubienia połowy magazynka, to szybko okaże się, że broń zadaje na tyle mało obrażeń, że przeciwnik zdąży uciec bądź paść na ziemię i się schować, zanim będziemy mieli szanse go wykończyć, a to nie tylko frustrujące, ale i rujnujące niemal wszystkie pojedynki snajperskie, których przez to jest jak na lekarstwo.

Jakby tego było mało jako gadżet dla każdego wojaka (bo nie ma klas) możemy wybrać... dodatkowy pancerz, który zapewni nam jeszcze więcej punktów życia, co nierzadko ma decydujące znaczenie przy pojedynkach jeden na jeden z bliskiej odległości (a te przez koszmarne bronie są niemal wymuszone). Te mankamenty może dałoby się jeszcze naprawić, oferując znacznie silniejsze bronie po osiągnięciu odpowiedniego poziomu, ale tutaj też natrafimy na problem. Ilość obecnych w grze pukawek jest bowiem bardzo śmiesznie mała. Karabiny szturmowe występują w ilości czterech (z czego drugi jest niegrywalny przez rozrzut), mamy cztery SMG, dwa karabiny maszynowe (!!), trzy bronie dodatkowe z jedynym pistoletem w grze włącznie(!), trzy bronie strzelca wyborowego (z których i tak korzysta się z bliska z racji wysokiego TTK), trzy snajperki i trzy bronie utility, z których obecnie nikt nie korzysta.

Łącznie dla przeciętnego gracza nie licząc broni bocznych i utility mamy więc całe 10 pukawek. Snajper i strzelec wyborowy może za to wybierać z 6 broni. Ciężko nie odczuć, że jak na grę tworzoną przez tyle czasu i niezawierającą kampanii singleplayer jest to śmiesznie mało. W dodatku, bronie poumieszczano za tak wyśrubowanymi ograniczeniami w poziomie gracza, że do drugiego (i ostatniego) karabinu maszynowego gracz doczłapie się dopiero po wielu dniach, jeśli nie tygodniach rozgrywki tym samym karabinem. To jest, jeśli w ogóle będzie mu się chciało.

Żelazna, acz niewidzialna kurtyna

Odczucia wybrakowanej zawartości nie niwelują też obecnie dostępne w grze tradycyjne tryby, których są... całe dwa. Pierwszy z nich to nieśmiertelny w Battlefield Podbój, w którym przejmujemy sektory na dużej mapie, a drugi to Przełamanie, gdzie 128 graczy walczy o kilka punktów na linii frontu, która później w razie przegranej drużyny broniącej jest przesuwana dalej, aż do kwatery głównej obrońców.

Oba cierpią na mnóstwo problemów, choć to ten ostatni okazuje się najmniej grywalny. Tradycyjna rozgrywka w trybie podboju w Battlefield zawsze miała mankamenty jak choćby częsta koncentracja graczy w jednym punkcie, czy niewielka możliwość samodzielnej obrony atakowanego punktu, ale i tak w poprzednich częściach gry był, to jeden z najbardziej popularnych i cenionych trybów. W Battlefield 2042 problemy te niestety uwydatniają się ze zdwojoną siłą. Wraz z gigantycznymi mapami wprowadzono dużą ilość pojazdów, które przez okropny balans przejmują punkty niemal w pojedynkę. Twórcy zapewne myśleli, że dzięki 128 graczom na jednej mapie w każdym jej sektorze będzie dochodziło do niewielkich bitew, ale po kilkudziesięciu godzinach rozgrywki mogę z całą stanowczością stwierdzić, że niemal przez cały czas obie drużyny podzielone są na dwie wielkie formacje po 45-50 graczy, które przesuwają się po mapie jak fala, zjadając po kolei każdy punkt przeciwnika.

Fala płynie, fala rusza, naokoło tylko głusza

W drużynie przeciwnej dzieje się dokładnie to samo i ostatecznie mamy jakby dwa oddzielone niewidzialną linią frontu dywizjony biegające od punktu do punktu. Do starć tych wielkich drużyn dochodzi rzadko, a jeśli już to z reguły jedna strona szybko się wycofuje. Prowadzi to do innego problemu — jeśli nie poruszamy się wraz z główną "falą" nie mamy żadnych szans na obronę punktów na mapie. Czasami podobne zjawisko mogliśmy zaobserwować w poprzednich odsłonach serii, jednak z racji mniejszej ilości graczy nie było aż tak częste i widoczne. Jeśli spróbujemy zostać na jakimś atakowanym punkcie, jesteśmy miażdżeni przez falę trzech czołgów, dwóch poduszkowców i pięćdziesięciu raszujących na nas wojaków. Jedyne rozwiązanie to wejść na dach i przeczekać "falę", a później spróbować cel przejąć ponownie — dokładnie tak samo, jak frustrujący nas poprzednio żołnierze skampieni na dachach.

Obecnie jedynym rozwiązaniem, by w miarę normalnie prowadzić rozgrywkę, to wywołać poduszkowiec bądź samochód specjalnym menu zaopatrzeń (i uzyskać kolejny przegięty pojazd), zapakować doń drużynę i ruszyć na jakiś punkt, po którym "fala" już przeszła.Jeśli mam być szczery to taki sposób rozgrywki był jedynym, który w trybie podboju Battlefield 2042 ma jakiś sens.

Jak zapewne zauważyliście, intencjonalnie bardzo mało miejsca poświęciłem trybowi Przełamanie, którego formuła kompletnie się nie sprawdza. Jeśli mamy bowiem do dyspozycji nie 6-7, a jedynie dwa punkty zostajemy zalani przez gigantyczną falę pancernych pojazdów, które (sam byłem świadkiem) na początku meczu po prostu wjadą w większość waszej drużyny, a runda zakończy się błyskawicznie. Nie ma więc sensu przesadnie go opisywać, bo szkoda na to po prostu czasu.

A na A2 popiją sobie herbatkę

Na plus jest za to możliwość tworzenia rozgrywek przeciwko SI znanych jeszcze ze stareńkich części serii (Battlefield 2142, kładę kwiaty na twój grób). Wprowadzone do gry boty na poziomie trudnym nawet całkiem nieźle strzelają czy przejmują punkty, ale co ciekawe w ogóle nie radzą sobie z pojazdami, z wyrzutni rakiet praktycznie nie korzystając. W sumie zupełnie jak prawdziwi gracze i to chyba nie ich wina...

Battle Royale jako ratunek

Myśleliście, że tytuł nie zachowa już żadnych resztek grywalności i gorzej być nie może? Na szczęście jest jeden element, który działa dość dobrze (jak na standardy tej gry), czyli całkowicie osobne tryby Hazard Zone oraz Portal. Ten pierwszy jest nieco zmodyfikowanym Battle Royale, w którym nasze zadanie polega na odzyskaniu dysków z danymi i ewakuację. Do dyspozycji mamy oczywiście elementy nowoczesnych rozgrywek tego typu, a więc możliwość przywrócenia do życia poległego oddziału za zdobytą walutę oraz wykupienia dodatkowego wyposażenia za zdobyte w poprzednim meczu punkty jeszcze przed startem.

Pojazdy w BF 2042 to nie przyjemność, ale smutna konieczność

Miłym doń dodatkiem jest obecność drużyn AI, które, choć nieco upośledzone, pozwalają zapełnić mapę akcją i to nie całkowicie chaotyczną jak w przypadku trybu Przełamanie, a taktyczną i stawiającą na ostrożne posuwanie się naprzód. Przyznam, że o ile nie jestem fanem Battle Royale, to Hazard Zone wydaje się ciekawy i oferuje doświadczenie odmienne od obecnych na rynku tytułów tego rodzaju. Niestety, jako że podczas gry używamy tych samych pukawek i pojazdów co w zwykłym Podboju, to Hazard Zone cierpi na mnóstwo problemów z balansem, nie tylko nieszczęsnych broni, których jest bardzo mało, ale i przede wszystkim niesławnych pojazdów wciąż dzierżących palmę pierwszeństwa. Problem stanowi też brak czatu głosowego, którego absencja niemal uniemożliwia dobre zgranie się z przydzielanymi do drużyny graczami.

Nadzieja umiera ostatnia

Portal natomiast to niemal całkowicie oddzielny od głównej gry tryb, który pozwala zarówno na znacząco odmienną rozgrywkę na siedmiu mapach z BF 2042, jak i sześciu klasycznych planszach znanych ze starszych odsłon serii w formule podobnej do idei prywatnych serwerów. Do dyspozycji graczom oddano tradycyjne tryby jak Rush znany z Battlefield Bad Company 2, czy Conquest w BF 1942, ale i możliwość tworzenia nowych — czasem całkowicie szalonych. Co ważne na oficjalnych serwerach w trybie Portal mamy do dyspozycji bronie i klasy, jakie były oryginalnie na tych mapach dostępne. W Battlefield 1942 poznamy się więc z siejącym postrach STG 44, a w BF BC2 postrzelamy z XM8 Compact, a to wszystko przy akompaniamencie występujących w tych grach klas, czyli między innymi medyka i inżyniera. Całość prezentuje się całkiem przystępnie i choć przy BF BC2 natknąlem się na bugi związane z rozrzutem broni nieodpowiadającym oryginałowi czy problemami z respawnem, a ilość map nie jest zbyt imponująca, to i tak muszę przyznać, iż jest to jedyna część Battlefield 2042, w której odczuwałem autentyczną przyjemność z rozgrywki.

Gracze znudzeni oryginalnymi trybami bądź też chcący spróbować czegoś nowego nie są zdani na łaskę dewelopera, gdyż wraz z trybem Portal debiutuje narzędzie projektowania rozgrywki Builder. Udostępnione możliwości są całkiem spore i możemy na przykład stworzyć tryb, gdzie 20 graczy przy użyciu jedynie noży będzie starało się dorwać jednego mocno okopanego delikwenta z karabinem maszynowym, czy pozwolić pojedynkować się żołnierzom z II wojny światowej ze współczesnymi wojakami.

Po ilości dostępnych serwerów widać, że narzędzie jest wśród graczy całkiem popularne, a nowe wyrastają jak grzyby po deszczu, oferując całkowicie odmienne doświadczenia od koszmarków trybu Podbój czy Przełamanie. Szkoda, że EA nie zdecydowało się jakoś ograniczyć ich zapędów w kwestii oszukiwania i nabijania sobie darmowego expa na najbardziej popularnych serwerach typu EXP FARM, ale może konieczność żmudnego i długiego wbijania drugiego (i ostatniego) karabinu maszynowego była dla wielu zbyt kusząca.

XP Farm tu, xp farm tam...

Tam nie przejedziesz, bo leżą kartony

Niestety nawet tryby Portal czy Hazard Zone są mocno upośledzone przez absolutnie naganne sterowanie, które zabija jeszcze pozostałą chęć gry. Przygotowane przez dewelopera standardowe ustawienia to prawdziwy koszmar i dopiero po godzinie tuningu udało się uzyskać niespecjalnie satysfakcjonujący mnie, acz grywalny rezultat. Gdyby nie obecność rozbudowanych opcji modyfikacji ustawień po prostu nie dałoby się grać, a i tak odczucia są negatywne.

Nie dość, że gra nie posiada niemal żadnego działającego wspomagania celowania(!), to jeszcze przyciski nie są wykrywane poprawnie (!). Kilkadziesiąt razy w ciągu moich przygód z Battlefield 2042 byłem świadkiem wciśnięcia przycisku odpowiadającego za granat, a żołnierz wyciągał wyrzutnię rakiet, bądź dodatkowy gadżet. Na początku myślałem, że po prostu się pomyliłem, ale po dziesiątym i dwudziestym razie zdałem sobie sprawę, że to gra niepoprawnie odczytuje naciśnięcia przycisków, a w tytule FPS nastawionym na rozgrywkę wieloosobową takie błędy są absolutnie nie do przyjęcia.

Soczystymi przekleństwami będą też obarczone próby sterowania pojazdami, w szczególności czołgiem, z którym gra ewidentnie sobie na kontrolerze nie radzi. Sam model jego fizyki to jakiś smutny żart, a wielokrotnie zdarzyło się, że pomimo mocnego wychylenia lewego analoga mój pojazd nie reagował, bądź robił to z ogromnym opóźnieniem soczyście przyjmując kolejne trafienia z wyrzutni rakiet i szczęście w nieszczęściu, że jest ona ta żałośnie słaba, bo jeszcze mógłbym przez to zginąć. ;)

To nie koniec problemów. Deweloperzy chwalili się dodaniem do gry crossplayu umożliwiającego wspólną zabawę z graczami na PC i Xboksie Series X/S. Niestety chyba zapomnieli o tym, że gracze PC dysponują myszkami, co przy koszmarnym sterowaniu kontrolerem i niemal braku auto-aima szybko kończy się efektownym miażdżeniem graczy na konsolach. Co ciekawe twórcy nie zapewnili wersjom konsolowym obsługi myszy, argumentując to możliwymi problemami z balansem rozgrywki, ale gdy gracze są na starcie masakrowani w pojedynkach z pecetowcami, to deweloperzy odwracają wzrok i problemu już nie widzą. Hipokryzja aż razi po oczach, a jedynym rozwiązaniem pozostaje natychmiastowe wyłączenie opcji crossplay po pierwszym uruchomieniu gry, do czasu aż programiści polubią się z padem.

Gdzie jest Wally?

Na koniec pozostawiam kwestię interfejsu, którego jakość idealnie przystaje do sterowania, czyli nie nadaje się do niczego. Minimapa jest znacznie za mała, po śmierci nie ma nawet wskaźnika czy w pobliżu jest medyk, przez co wszyscy gracze nie czekają nawet na jego pomoc i natychmiast umierają. Prawdziwym rodzynkiem jest duża mapa otwierana touchpadem, na której nie wiadomo gdzie się stoi, bo o ile poruszając się pieszo mamy malutki znacznik swojej postaci, to wsiadając do pojazdu już nie, a identyfikacja siebie samego na mapie odbywa się przez poruszanie się nim i obserwowanie który znaczek na mapie zachował się w ten sam sposób.

Spróbujcie zgadnąć. Jeśli wybraliście... ten zielony czołg z prawej to BARDZO DOBRZE

Nie da się zmienić squadu (4-osobowej drużyny) na inny. Po rozpoczęciu meczu musicie natychmiast wybrać pojazd na spawnie, bo inaczej gra zmusi was do pojawienia się na pieszo w bazie, bez możliwości transportu. Brak tak podstawowych elementów i upośledzenie innych jest już nawet nie tyle karygodne, ile śmieszne i zmusza do zadania pytania o proces testowania tej produkcji i w ogóle kompetencje deweloperów.

Twórcy nie oszczędzili nawet naszego biednego języka polskiego przy jednej z żołnierek oferując tłumaczenie "Specjalistu". Na pierwszy rzut oka wygląda to na typowy i niegroźny błąd w tłumaczeniu, ale wystarczy zajrzeć na stronę gry, by dowiedzieć się, że chodzi o coś więcej.

Ten lingwistyczny koszmarek kaleczący nasz język zaserwowano nam zgodnie z LGBT, a oznacza ni mniej, ni więcej, że Sundance według twórców jest osobą niebinarną, a osoba tłumacząca tekst na polski nie potrafiła poradzić sobie z końcowkami. Sięgnęła więc po tak zwane dukaizmy, użyte w pewnej powieści i stworzyłu to wybitnu straszące graczu dziełu. Wybaczcie, musiałem. ;)

U siebie to rób jak u siebie, a dla graczy to byle jak

Pewnie zauważyliście, że nie wspomniałem jeszcze słowem o grafice, którą z reguły omawiam jako pierwszą. Głównie dlatego, że jest ona po prostu wybitnie przeciętna i jedynymi wartymi uwagi jej elementami są efekty pogodowe, które wybijają się z zastępów bylejakości. Mapy wyglądają zbyt sterylnie i są zwyczajnie nudne z efektami Deja Vu występującymi w wielu miejscach. Bronie i pojazdy wykonane tylko poprawnie... i tyle. Tytuł mogę natomiast pochwalić za bardzo stabilne działanie w 4K60, które stanowi, choć lekką osłodę absurdalnego stanu gry.

Podsumowanie

Zawód, rozczarowanie i katastrofa — jedynie tymi słowami można określić premierę Battlefield 2042. Tytuł pozbawiony kampanii singleplayer, który miał zetrzeć negatywne wrażenie po będącym PR-ową porażką Battlefield V powstawał przez wiele lat, a ostatecznie zdeptał wszystkie nadzieje i marzenia graczy o nowej odsłonie cyklu, proponując jedynie bylejakość, koszmarne sterowanie i wszechobecną pustkę na mapach. Z całej szumnie zapowiadanej produkcji jedynie tryby Hazard Zone i Portal wydają się mieć potencjał, ale kompletnie popsute podstawy produkcji odbierają im resztki grywalności. Tytułu w obecnym stanie nie mogę polecić nikomu, a deweloperowi polecam wziąć się do pracy i chociaż próbować uczynić ten koszmarek grywalnym, choć nie jestem przekonany czy kiedykolwiek się to uda.

Za udostępnienie kopii gry dziękujemy firmie Electronic Arts. Recenzja powstała na bazie wersji działającej na PlayStation 5.

Podsumowanie

Gra
  • Stabilna wydajność na PS5
  • Specjaliści oferują różnorodny styl rozgrywki
  • Tryby Portal i Hazard Zone mają potencjał
  • System wzywania pojazdów pozwala uniknąć długiego biegania po mapie...
Nie gra
  • ... szkoda tylko, że umożliwia zrespienie kolejnego morderczego poduszkowca
  • Mało trybów i broni
  • Puste i źle zaprojektowane mapy
  • Ogromne problemy z balansem
  • Bardzo uproszczony system destrukcji
  • Byle jaka grafika
  • Koszmarne sterowanie
  • Słaby gunplay z gigantycznym rozrzutem
  • Nieczytelny i popsuty interfejs
  • Crossplay z PC bez obsługi myszy
  • Brak możliwości zmiany squadu
Artyzm
Dźwięk
Gameplay
Fabuła
Werdykt: 2/5
"W ostateczności"
go-stargo-stargo-stargo-stargo-star
go-stargo-stargo-stargo-stargo-star

Tytułu w obecnym stanie nie mogę polecić nikomu, a deweloperowi polecam wziąć się do pracy i chociaż próbować uczynić ten koszmarek grywalnym, choć nie jestem przekonany czy kiedykolwiek się to uda.